poniedziałek, 9 stycznia 2017

[epilog] o kobiecie, która kochała za bardzo






Kiedy wierzysz, że nieodłącznym elementem miłości jest ból i cierpienie, kochasz za bardzo. Jeżeli on, jego zachowanie i uczucia są dla ciebie tematem numer jeden w rozmowach z bliskimi, kochasz za bardzo. Jeżeli wciąż szukasz dla niego usprawiedliwień, kochasz za bardzo. Jeżeli akceptujesz brak uczuć i zainteresowania, złe traktowanie, znieczulice i nie patrzysz prawdzie w oczy, bojąc się iść przez życie bez niego – z pewnością kochasz za bardzo. Jeżeli wciąż doszukujesz się powodów powyższych zachowań w jego dzieciństwie i zamiast jego partnerką jesteś wiecznym terapeutą – kochasz za bardzo.
Jeżeli nienawidzisz jego charakteru, na dwadzieścia wymienionych cech przeszkadza ci więcej niż pięć, a mimo to wciąż wierzysz, że gdy będziesz dość dobra, on się dla ciebie zmieni – wiedz, że kochasz za bardzo.
I najważniejsze – jeżeli wciąż przy nim trwasz, choć związek ten daje ci tylko i wyłącznie nieszczęście i wyniszcza cię od środka. Jeżeli patrzysz w lustro i nie wiesz już kim jesteś, kim się stałaś i gdzie jest ta dziewczyna, która kiedyś była szczęśliwa sama ze sobą, w swoim poukładanym świecie. Jeżeli zaczynasz się zastanawiać, co jest z Tobą nie tak, jeżeli chcesz szukać pomocy specjalisty, bo, według niego, przesadzasz i jesteś pierdolonym złem wcielonym – KOCHASZ ZA BARDZO.
I nie jesteś sama. Nie masz bladego pojęcia, jak wiele związków nas niszczy, bo boimy się wiedzieć czego nie chcemy. Trwamy na siłę w czymś, co powinno się skończyć, nim się rozpoczęło. Zdajemy sobie sprawę tylko z tego, że chcemy mieć tą pierdoloną świadomość, że ktoś jest, że może ktoś nas kocha/pokocha (skreślcie pierwszą opcję, bo on was nie kocha jeżeli jego zachowanie przypomina Karola Kłosa) i że przy odrobinie naszego wysiłku, staniemy się całym jego światem. Przecież wystarczy wprowadzić w życie dietę, pójść na siłownię, kupić nową bieliznę, a jego uprać. Skoczyć rano po bułki, zrobić śniadanie, obiad, kolacje, nowe cycki. Zamknąć się gdy piąty dzień pod rząd wychodzi z kolegami i wraca nad ranem zalany w trupa. Gdy na imprezę urodzinową przyjaciela każdy zabiera dziewczynę/żonę, ale ty słyszysz, że to jego znajomi – to na chuj ty tam – wtedy też się zamknij i wyprasuj mu koszulę. A później czekaj o piątej rano z rozkraczonymi nogami, bo ma na ciebie ochotę.
Nigdy nie znalazłam statystyk ile nas jest, z pewnością jednak o wiele za dużo, a że ja jestem jedną z nas dowiedziałam się dopiero po fakcie, gdy nie dawałam sobie już rady z życiem, bo nadmierne myślenie i tęsknota do Karola były nie do wytrzymania. Dopiero wtedy, pewna kobieta, w pewnym gabinecie, na pewnej kozetce powiedziała mi, że jestem kobietą, która kocha za bardzo. Nie wystarczyła świadomość, że mam problem, potrzebowałam terapii, która pomogła mi odzyskać kontrolę nad własnym życiem. I wtedy postanowiłam, że ani Karol, ani nikt inny nigdy więcej mi jej nie odbierze. Mój problem nigdy nie był jednak usprawiedliwieniem dla zachowania siatkarza. Dla jego znieczulicy, obojętności. A wręcz przeciwnie, bez wsparcia najbliższej wtedy mi osoby, chorowałam jeszcze bardziej na brak pewności siebie. I bałam się. Tak bardzo bałam się, że stoję nad przepaścią i za chwilę spadnę. I spadłam, będąc świadoma, że upadam powoli, ale za to zajebiście boleśnie.
Czasami dotykasz dna, musisz się spalić, prawie przestać dla siebie istnieć by pewne rzeczy zrozumieć. I ja zrozumiałam, że Karol nigdy dla mnie nie był, że był porażką i powinnam odejść od niego na samym początku tego związku. Tylko lepiej późno niż wcale. I nawet jeżeli to on finalnie zakończył wszystko, co miedzy nami było. To jakimś cudem znalazłam w sobie tyle siły, by już nie prosić, by się pogodzić z tym, że on musi odejść. I ja też.


Wszystko, co powiedziałam w dzień wesela Karoliny i Damiana było prawdą. Czy chciałam wtedy rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że przeszłość się nie liczy? Nie. To nie była ckliwa komedia romantyczna, to była realna rozmowa dwóch byłych kochanków. Czasami trzeba przestać walczyć i odejść z podniesioną głową. Karol w końcu też to zrobił – zrozumiał, że czasami miłość nie jest wystarczająca, a drugie szanse nie istnieją jeżeli wcześniej kogoś zniszczyłeś. Nie można szukać szczęścia tam, gdzie się je straciło. Zrozumiał, że jeżeli nie docenisz czegoś za pierwszym razem, to stracisz na zawsze. Zniknął. Nie wchodził mi już w drogę, pozwolił cieszyć się prawdziwym związkiem u boku Andrzeja. Spotkaliśmy się kilka razy na ulicy, uśmiechnęliśmy się do siebie, pomachaliśmy i przechodziliśmy dalej. Czy kiedyś się za mną odwrócił? Mam nadzieje, że nie, bo ja tego nie robiłam. Kłosowy rozdział został zamknięty na wieki w wielkiej szafie z tyłu mojej głowy. Kurz osiadł na niej spokojnie i już nigdy zaryglowane drzwiczki się nie otworzyły.
Pół roku po naszej ostatniej rozmowie gruchnęła wiadomość, że Karola chcą w Resovii, a kilka dni po niej sam Kłos potwierdził swoja przeprowadzkę do Rzeszowa kończąc karierę w Skrze Bełchatów mistrzowskim sezonem 2016/2017. W głębi ducha życzyłam mu szczęścia, bo każdy na nie zasługuje, nawet narcystyczny osobnik, który ewidentnie czerpał korzyści z mojego nieszczęścia. Przecież takie jest życie. Ono jest składową wzlotów i upadków, szczęścia i bólu. I musimy mieć na uwadze, że przynajmniej raz ktoś nas zrani. Że ta osoba pogra sobie z naszym sercem, rozerwie je na tysiące małych kawałków, które później będziemy zbierać przez długi czas. Damy tej osobie wszystko w zamian nie otrzymując niczego. Ale takie jest życie, a ja wyciągnęłam z niego prawdziwą lekcję. Nie każdy musi cię kochać tak mocno, jak ty kochasz jego. Nauczyłam się wybaczać i Karol moje wybaczenie dostał, choć nigdy tak naprawdę nie przeprosił za los, który mi zgotował. Nauczyłam się również, że nigdy więcej nie mogę być naiwna i, w szczególności, powinnam dbać jedynie o siebie.
Przez dwa kolejne lata, do dnia ślubu mojego i Andrzeja, nie miałam przyjemności go spotkać. Nie chciałam go zapraszać na naszą uroczystość, bo już nas nic z nim nie łączyło. Nie pragnęłam mu też niczego na siłę udowadniać, wydoroślałam. Zapomniałam o nim, świat się zmienił, priorytety również. Poszliśmy do przodu, miałam nadzieje, że i on to zrobił. Że znalazł kogoś, kogo szczerze pokochał, kto pokochał go w taki sam sposób. Nie pytałam naszych wspólnych znajomych jak sobie radzi. Odkreśliłam ten etap w moim życiu grubą, czarną kreską. Karol Kłos istniał tylko i wyłącznie w zamkniętej przeszłości, o której pamiętałam tylko po to, by w ciężkich chwilach mieć świadomość, że poradziłam sobie z własnymi słabościami raz, więc zrobię to każdy kolejny.
Karol pojawił się tylko pod kościołem. Dostrzegłam go w tłumie, gdy byłam już szczęśliwą Aleksandrą Wroną i zbierałam monety, którymi zostaliśmy obsypani. Trzymał w dłoniach bukiet różowych piwonii, a w oczach gościł prawdziwy smutek. Nie podszedł, nie porozmawiał, nie złożył życzeń na nową drogę życia. Przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, a ja nie poczułam nic. Nie było we mnie ani smutku i żalu, ani satysfakcji, że miałam rację. Tylko słowa: może już nigdy nie spotkam kogoś, kto pokochał mnie tak mocno, bezwarunkowo, jak ty? dźwięczały mi w głowie. Jednak gdy na chwile straciłam go z oczu, już więcej nie zobaczyłam ponownie.
Piwonii tez nigdy nie otrzymałam…








* * * * * *





POSŁOWIE 







Jeżeli spotkałaś kiedyś mojego Karola Kłosa w swoim życiu, współczuję. Psycholodzy twierdzą, że kobiet które kochają za bardzo jest naprawdę wiele, że wiele też jest związków, które powinny zakończyć się nim jeszcze się rozpoczęły.
Całe opowiadanie miało być formą terapii, bo ja swojego Karola spotkałam, czego dowodem jest każde wspomnienie Aleks, które mieliście okazję przeczytać (najwięcej chyba tych wspomnień znajduje się w tym epilogu, którego poprawki nanoszone w dzień publikacji bolą tak samo, jak w momencie gdy skończyłam go pisać przed kilkoma tygodniami). Na pewno codzienne spędzanie wieczorów na jego pisaniu w pewnym momencie podnosiło mnie na duchu i dawało wiarę w to, ze życie po takiej osobie istnieje. I choć jeszcze dużo pracy przede mną, to wiem, że nigdy więcej nikt takim Karolem się nie stanie. Stałam się dla siebie najważniejsza, bo w oczach osoby, którą kochałam, byłam tą najmniej istotną.
Czasami niektóre związki są tylko po to, żeby nas czegoś nauczyć… Żeby pokazać nam czego w życiu nie chcemy. To przykra, ale bardzo cenna nauczka od życia.
Proszę Was, jeżeli jesteście Aleksandrą w tej chwili, zastanówcie się czy warto… Uciekajcie jak najdalej. Bez zastanowienia. Nie kochajcie facetów za bardzo, kochajcie siebie same, bo to wy musicie same ze sobą czuć się dobrze. Nie wiedziałam tego ani ja, ani Aleks, kiedy w pewne święta Bożego Narodzenia oddawałyśmy serca w nieodpowiednie ręce, by później stracić rok czasu na człowieka, który nie potrafił kochać...


Opowiadanie w pełni dedykowane mojemu, osobistemu Karolowi. Bo ja wybaczam i idę dalej.


Podziękowania należą się osobom, które czekały za każdym razem, które co tydzień tu były i kibicowały Aleks z całego serca, podziwiały za upór i odwagę. Przyznam, że był moment, kiedy chciałam by Aleks mu wybaczyła i wróciła… Tylko nasza dwójka jest jednością i nie mogłabym jej pozwolić na kolejną głupotę.
Jeżeli chciałyście więcej Andrzeja - to nie było opowiadanie o nowej miłości, a o związku toksycznym, od którego trzeba się odciąć, nawet jeżeli po latach nieoczekiwanie spełniają się twoje marzenia. 


Dziękuję, za każdy komentarz, za wylane łzy i wiarę we mnie…
Dziękuję, dziękuję, dziękuję. 

Karolina, Damian, Magda i Andrzej to osoby prawdziwe. Nie trudziłam się nawet w zmianach imion. Kiedyś im to pokażę, bo odegrali w tej historii wielką rolę i chyba nie do końca są świadomi tego, że gdy moje skrzydła zapomniały jak latać, oni ciągnęli mnie do góry. 

Do zobaczenia na mojej pierwszej skocznej historii z Dawidem Kubackim. Spróbujemy to historia piątki przyjaciół i tym razem to właśnie przyjaźń będzie głównym bohaterem. Trochę w innym wydaniu, z kilkoma głównymi bohaterami, ale też w całkowicie innym stylu pisania, niż ten dotychczasowy. Trzymajcie kciuki bym podołała wyzwaniu, które sama sobie postawiłam. I oczywiście mam nadzieję, że pojawicie się i tam.

Jeszcze raz, dziękuję, że byłyście i pamiętajcie: JESTEŚCIE NAJWAŻNIEJSZE! Nikt inny, tylko WY!

wtorek, 3 stycznia 2017

o Karolu

Krótkim słowem wstępu: od kilku tygodni cierpię na brak laptopa, wiec za bardzo z telefonu nie potrafiłam edytować konca postu.
To juz koniec jednak, wiec zamieszczam Wam informacje o tym tu, na poczatku. Pozostał tylko epilog, ktory ukaże sie za tydzień i to tam napisze więcej.

Szczęśliwego 2017! Aby Karol na Waszej drodze nie stanął!








muzyka



- Stary, obyś zawsze był tak szczęśliwy jak dzisiaj. I kochaj ją. Kochaj ją każdego dnia mocniej, tak jak Aleks powiedziała w swojej mowie - siadam obok Damiana z pustym kieliszkiem i nieotwartą butelką wódki. Nie rozmawialiśmy ze sobą od składania życzeń, więc podchodzę sprawdzić jak pan młody się bawi, czy wszystko jest w porządku i oczywiście wznieść z nim toast wódką prawdziwą, a nie tą wodą, którą świeżo upieczona małżonka raczy go od kilku godzin.
- Wybawienie... - Damian śmieje się i podstawia swój kieliszek. - Karolina jest bardzo skrupulatna w odmierzaniu mi wódki, mówi, że jeżeli nie wytrzymam do samego końca, to jutro unieważniamy ślub. Więc z głową Kłos, z głową, bo żony mieć nie będę.
- Wszystko pod kontrolą, odbijemy sobie za jakiś czas, jak już wypuści cię z kolegami na piwo.
Karolina tańczy wraz z biesiadnikami na parkiecie, dzieci rozpakowują prezenty, które czekają na nie pod choinką, Wrona pije z Winiarskim i tylko Aleks zniknęła mi z oczu, choć przez kilka ostatnich godzin starałem się ciągle jej wypatrywać. Skaczę wzrokiem z kąta w kąt, ze stolika na stolik. Przeczesuje parkiet. Ale nie ma jej nigdzie.
- Jest na dworze, wzięła papierosy ode mnie, możesz pójść z nią pogadać... - Damian widzi, że ciągle kogoś szukam. Zna mnie zbyt długo, zbyt wiele razy rozmawialiśmy o tym, że spierdoliłem sprawę w związku z nią, kiedy nie wiedziałem czego chcę od życia. Chciał pomóc mi ją odzyskać, ale bez Karoliny, która pewnego razu kazała mi po prostu wypierdalać z życia Aleksandry, byliśmy bez szans. My w Polsce, ona gdzieś w Nowym Jorku, jednym z największych miast świata. Ona i miliony ludzi. Już większą szansę miałem na wygranie w totka.
- To nie ma sensu...
- A ja uważam, że ma. I nikt inny ci tego nie powie. Ani Aleks, ani Karolina, ani Wrona, bo ponoć zakochany jest w niej po uszy. Ale ja wierzę, że ona jeszcze się nie pozbierała, widziałem ten pusty wzrok... Brakuje jej czegoś w życiu. Może to ty?
- Daj spokój...
Wskazuję na kieliszek, który trzymam w dłoni, Damian podnosi swój i delikatnie stukamy jeden o drugi. Wypijamy całą zawartość i zagryzamy ogórkami, które serwują wraz z zimną płytą. Czuję jak alkohol rozlewa się po moim przełyku, jak go rozgrzewa, trochę pali. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz piłem coś mocniejszego niż piwo. Przestałem, półtora roku temu, kiedy zarząd Skry zagroził, że jeżeli nie doprowadzę się do stanu godnego zawodnika, to będę szukał miejsca w jakiejś szkole na wsi jako trener młodzików, albo nauczyciel wuefu. A nic gorszego chyba być nie mogło od użerania się z bandą małolatów.
- Idź, bo już tchórzyłeś zbyt wiele razy...
- No to idę.


*


Boże Narodzenie, jak co roku, spędzałem w Warszawie. Na kilka dni przed świętami spakowałem walizkę i udałem się w krótką podróż do rodzinnego miasta. Obiecałem, że w tym roku pomogę z wyborem choinki, nim ludzie wykupią wszystkie, a nam pozostanie jakiś szczurpak. Ostatni trening mieliśmy pięć dni przed świętami, podzieliliśmy się opłatkiem i pożyczyliśmy sobie wesołych Świąt, bez szczęśliwego Nowego Roku, bo dzień przed nim mieliśmy zaplanowany mecz z Jastrzębskim Węglem na naszej hali, a i ślub Bednarskiego do zaliczenia w drugi dzień świąt. Zaraz po tym każdy z nas, wsiadł do aut i rozjechaliśmy się po Polsce. 
Szczurpaka nie kupiłem, w tym roku wybrałem całkiem pokaźną choinkę, którą mama przyozdabiała przez cały wigilijny poranek, gdy ja latałem od sklepu do sklepu dokupując produkty o których zapomniała. Miałem nadzieję, że wrócę do domu przed pierwszą gwiazdką, bo nie uśmiechało mi się spędzić wieczoru gdzieś w warszawskim korku. Z jakimś spikerem radiowym, który za karę musi spędzać ten jedyny dzień w roku, kiedy cała rodzina powinna być razem, w pracy. I próbuje być śmieszny, ale kiepsko mu idzie. Na szczęście udało mi się. 
Kolacja minęła bez ekscesów. Dużo jedzenia, rodziny i kolędowania. Radość z prezentów, życzenia i coroczne gawędzenie na tematy związane z pierdołami. Wujek wypytywał o Skrę, tato mu wtórował, dziadek udawał, że bardziej interesują go studia medyczne drugiego wnuka. I tylko babcia pytała o Olę, jakby zapomniała, że jej już w naszym gronie nie będzie. A przede wszystkim, że jej już nie ma od trzech lat. I chyba dlatego też chciałem do niej zadzwonić, jakąś chwilę przed wyjściem na pasterkę. Zapytać co u niej, co u babci Broni i czy kuzynka znowu grała jej na nerwach. Chciałem pożyczyć uśmiechu i szczęścia. Dużo miłości, albo chociaż wiary w nią, bo nie miałem nawet pojęcia, czy zaczęła wierzyć na nowo, że miłość istnieje. W końcu sam nauczyłem ją, że w tym świecie ciężko o uczucia. Przypomniałem sobie jednak, że ani to dobry pomysł nagabywać ją w Wigilię, ani nie mam numeru telefonu, więc lepiej odpuścić. 
Nazajutrz spotkałem Andrzeja, jak parkował pod domem swoich rodziców, którzy mieszkali dwie ulice od moich. Wracałem akurat spod kościoła, gdzie zawiozłem babcie, więc miałem przynajmniej godzinę na to by zatrzymać się i z nim porozmawiać, złożyć życzenia i zapytać jak żyje. Ostatni raz rozmawialiśmy przed dwoma miesiącami, więc byłem pewny, że czas choć trochę nadrobić zaległości. 
- Wesołych Świat, brachol - zaparkowałem tuż obok niego, gdy akurat z tylnego siedzenia wyciągał prezenty. - Wczoraj Mikołaj was nie odwiedzał? 
- Ktoś tu ma problem z zapamiętaniem, że Mikołaj odwiedza nas w poranek Bożego Narodzenia? - zaśmiał się i przybił mi piątkę. - Nie byłem na Wigilii, to nadrabiam dzisiaj. Co tam?
Pogadaliśmy chwile o tym, jak nam życie płynęło. Co z siatkówką, jak nam się wiedzie - choć oby dwoje wiedzieliśmy ile ostatnio meczy każdy z nas wygrał, a ile przegrał. Było trochę dziwnie, trochę sztywno. Przeze mnie, bo odciąłem się totalnie od wszystkich, poza treningami życie spędzałem raczej na użalaniu się i siedzeniem w domu. Nie szło mi tak, jak szło przed kilkoma laty. Ciągle czegoś brakowało, ciągle czegoś było mało. Mało zwycięstw, mało celów, mało planów, mało jej. Tak, to Aleks brakowało mi najbardziej. I o ile radziłem sobie z tym brakiem, gdy była za oceanem, o tyle nie potrafiłem z tym totalnie żyć, od kiedy znowu ją zobaczyłem. Więc zamknąłem się sam ze sobą we własnych czterech ścianach i zastanawiałem się, jak przejść z tym do porządku dziennego, że Aleks jest na wyciągnięcie ręki, ale już nie mojej. I cholernie mi to nie wychodziło. 
- Karol... - zaczyna Wrona wkładając ręce do kieszeni. - ... spotkamy się na weselu u Bednarskiego.
- Znasz go?
- Tylko z widzenia, osobiście widziałem go może dwa razy. Idę jako osoba towarzysząca...
- Magda? - Magdę znał każdy siatkarz, więc nie byłbym zdziwiony gdyby i Wrona. 
-  Aleks...
I tutaj nastąpiła długa cisza, której on nie przerwał, bo chyba nie wiedział jak dalej kontynuować, a ja zbyt powoli przetwarzałem informację, którą właśnie mi zaserwowano.
- Co z Aleks?
- Jestem jej osobą towarzyszącą... - coś tam przytakuję, ale czuję że to nie wszystko, co Andrzej chce mi powiedzieć. - ... w sumie, to nie odzywałem się do ciebie, bo zbliżyłem się do niej... Wiem, że ją kochasz stary, że chciałbyś żeby wróciła do ciebie, żebyście poukładali sobie życie. Ale ona tego już nie czuje... Kocham ją i chyba jestem w stanie poświęcić naszą przyjaźń jeżeli tego nie zaakceptujesz...
I nie akceptuję. Odwracam się na pięcie i wsiadam do auta, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. 


*


Stoi przed salą popalając papierosa i trzęsąc się lekko z zimna. Ma na sobie grafitowy płaszcz, a spod niego wystaje piękna, prosta suknia w kolorze jasnego różu, która kończy się u stóp. Nie zauważa mnie od razu, dopiero gdy podchodzę i delikatnie kładę rękę na jej ramieniu, odwraca się. Uśmiecha się delikatnie, nie mówi nic. Chyba nie muszę bać się żadnego chamskiego komentarza, którym wyceluje niczym z procy. Jest dzisiaj szczęśliwa, przyczyniła się do tego, że nasi przyjaciele przeżywają dzisiaj najpiękniejszy dzień swojego życia.
- Nie jest za zimno na stanie tutaj?
- Musiałam na chwilę uciec z tego zgiełku. Za dużo tańca, alkoholu, a przed nami jeszcze cała noc. Może mróz mi trochę pomoże - naciąga bardziej rękawy płaszcza na dłonie.
- Nigdy nie myślałem, że masz taki talent, jako facet przyznaję, że suknia Karoliny robi wrażenie. - czekam aż doda coś w stylu, że niczego nigdy nie zauważałem, ale nie robi tego. Wpatruje się we mnie, czeka na kolejne słowa.
Gdybym tylko mógł wziąłbym ją teraz w ramiona, ucałował, powiedział, że ja też chcę by kiedyś przeżyła swój najpiękniejszy dzień, żebym mógł być jego świadkiem, współtowarzyszem. Gdybym mógł klęknąłbym przed nią w tej zaspie i oświadczył, że życie bez niej nie ma sensu i że błagam ją by wróciła.
- Andrzej, tak? - zamiast oświadczyn staram się dowiedzieć czegoś więcej o nowym życiu.
- Tak wyszło, Karol - wzrusza ramionami.
- Zazdroszczę mu. Cholernie zazdroszczę...
- Czego? Miałeś to wszystko - mówi spokojnie, bez pretensji w głosie. - byłeś dokładnie w tym samym miejscu, w którym jest Wrona teraz. A może nawet jeszcze wyżej. Straciłam dla ciebie głowę, nie potrafiłam wyobrazić sobie świata bez ciebie. Może chciałam cię zamknąć w klatce tylko dla siebie, a ty się tam dusiłeś... I dlatego stało się, jak się stało?
- Nie, to nie dlatego. Ja po prostu byłem zapatrzonym tylko w siebie gamoniem, który wierzył, że ty zawsze będziesz, na każde zawołanie, na skinienie palca. Zdobyłem cię raz i myślałem, że to wystarczy... Popierdoliło mi się wszystko. I kurwa, Aleksandra, ty mówiłaś, że kiedyś się obudzę... i patrz, jestem w pełni przebudzony, a ty już jesteś gdzieś daleko w przodzie. Nie patrzysz do tyłu...
- Wiesz, że leczyłam się z ciebie półtora roku?
- Wiesz, że od dwóch i pół roku żyję kochając cię?
- Wiesz, że jest za późno?
- Nie wierzysz w drugie szanse?
- To ty mówiłeś, że ludzie się nie zmieniają... A drugie szanse? Może istnieją, ale nie są dla nas Karolu. Obiecałam sobie, że już nigdy nie wpuszczę cię do mojego życia. Zawsze będę cię kochać. Zawsze będzie we mnie ta dziewczyna, która zrobiłaby dla ciebie wszystko, wskoczyła w ogień... I zawsze będziesz miłością mojego życia... Tylko czasami jesteśmy lepsi bez osób, do których tęsknimy... Nauczysz się żyć beze mnie, ja już potrafię...