Krótkim słowem wstępu: od kilku tygodni cierpię na brak laptopa, wiec za bardzo z telefonu nie potrafiłam edytować konca postu.
To juz koniec jednak, wiec zamieszczam Wam informacje o tym tu, na poczatku. Pozostał tylko epilog, ktory ukaże sie za tydzień i to tam napisze więcej.
Szczęśliwego 2017! Aby Karol na Waszej drodze nie stanął!
muzyka
To juz koniec jednak, wiec zamieszczam Wam informacje o tym tu, na poczatku. Pozostał tylko epilog, ktory ukaże sie za tydzień i to tam napisze więcej.
Szczęśliwego 2017! Aby Karol na Waszej drodze nie stanął!
muzyka
- Stary, obyś zawsze był tak szczęśliwy jak dzisiaj. I kochaj ją. Kochaj ją każdego dnia mocniej, tak jak Aleks powiedziała w swojej mowie - siadam obok Damiana z pustym kieliszkiem i nieotwartą butelką wódki. Nie rozmawialiśmy ze sobą od składania życzeń, więc podchodzę sprawdzić jak pan młody się bawi, czy wszystko jest w porządku i oczywiście wznieść z nim toast wódką prawdziwą, a nie tą wodą, którą świeżo upieczona małżonka raczy go od kilku godzin.
- Wybawienie... - Damian śmieje się i podstawia swój kieliszek. - Karolina jest bardzo skrupulatna w odmierzaniu mi wódki, mówi, że jeżeli nie wytrzymam do samego końca, to jutro unieważniamy ślub. Więc z głową Kłos, z głową, bo żony mieć nie będę.
- Wszystko pod kontrolą, odbijemy sobie za jakiś czas, jak już wypuści cię z kolegami na piwo.
Karolina tańczy wraz z biesiadnikami na parkiecie, dzieci rozpakowują prezenty, które czekają na nie pod choinką, Wrona pije z Winiarskim i tylko Aleks zniknęła mi z oczu, choć przez kilka ostatnich godzin starałem się ciągle jej wypatrywać. Skaczę wzrokiem z kąta w kąt, ze stolika na stolik. Przeczesuje parkiet. Ale nie ma jej nigdzie.
- Jest na dworze, wzięła papierosy ode mnie, możesz pójść z nią pogadać... - Damian widzi, że ciągle kogoś szukam. Zna mnie zbyt długo, zbyt wiele razy rozmawialiśmy o tym, że spierdoliłem sprawę w związku z nią, kiedy nie wiedziałem czego chcę od życia. Chciał pomóc mi ją odzyskać, ale bez Karoliny, która pewnego razu kazała mi po prostu wypierdalać z życia Aleksandry, byliśmy bez szans. My w Polsce, ona gdzieś w Nowym Jorku, jednym z największych miast świata. Ona i miliony ludzi. Już większą szansę miałem na wygranie w totka.
- To nie ma sensu...
- A ja uważam, że ma. I nikt inny ci tego nie powie. Ani Aleks, ani Karolina, ani Wrona, bo ponoć zakochany jest w niej po uszy. Ale ja wierzę, że ona jeszcze się nie pozbierała, widziałem ten pusty wzrok... Brakuje jej czegoś w życiu. Może to ty?
- Daj spokój...
Wskazuję na kieliszek, który trzymam w dłoni, Damian podnosi swój i delikatnie stukamy jeden o drugi. Wypijamy całą zawartość i zagryzamy ogórkami, które serwują wraz z zimną płytą. Czuję jak alkohol rozlewa się po moim przełyku, jak go rozgrzewa, trochę pali. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz piłem coś mocniejszego niż piwo. Przestałem, półtora roku temu, kiedy zarząd Skry zagroził, że jeżeli nie doprowadzę się do stanu godnego zawodnika, to będę szukał miejsca w jakiejś szkole na wsi jako trener młodzików, albo nauczyciel wuefu. A nic gorszego chyba być nie mogło od użerania się z bandą małolatów.
- Idź, bo już tchórzyłeś zbyt wiele razy...
- No to idę.
*
Boże Narodzenie, jak co roku, spędzałem w Warszawie. Na kilka dni przed świętami spakowałem walizkę i udałem się w krótką podróż do rodzinnego miasta. Obiecałem, że w tym roku pomogę z wyborem choinki, nim ludzie wykupią wszystkie, a nam pozostanie jakiś szczurpak. Ostatni trening mieliśmy pięć dni przed świętami, podzieliliśmy się opłatkiem i pożyczyliśmy sobie wesołych Świąt, bez szczęśliwego Nowego Roku, bo dzień przed nim mieliśmy zaplanowany mecz z Jastrzębskim Węglem na naszej hali, a i ślub Bednarskiego do zaliczenia w drugi dzień świąt. Zaraz po tym każdy z nas, wsiadł do aut i rozjechaliśmy się po Polsce.
Szczurpaka nie kupiłem, w tym roku wybrałem całkiem pokaźną choinkę, którą mama przyozdabiała przez cały wigilijny poranek, gdy ja latałem od sklepu do sklepu dokupując produkty o których zapomniała. Miałem nadzieję, że wrócę do domu przed pierwszą gwiazdką, bo nie uśmiechało mi się spędzić wieczoru gdzieś w warszawskim korku. Z jakimś spikerem radiowym, który za karę musi spędzać ten jedyny dzień w roku, kiedy cała rodzina powinna być razem, w pracy. I próbuje być śmieszny, ale kiepsko mu idzie. Na szczęście udało mi się.
Kolacja minęła bez ekscesów. Dużo jedzenia, rodziny i kolędowania. Radość z prezentów, życzenia i coroczne gawędzenie na tematy związane z pierdołami. Wujek wypytywał o Skrę, tato mu wtórował, dziadek udawał, że bardziej interesują go studia medyczne drugiego wnuka. I tylko babcia pytała o Olę, jakby zapomniała, że jej już w naszym gronie nie będzie. A przede wszystkim, że jej już nie ma od trzech lat. I chyba dlatego też chciałem do niej zadzwonić, jakąś chwilę przed wyjściem na pasterkę. Zapytać co u niej, co u babci Broni i czy kuzynka znowu grała jej na nerwach. Chciałem pożyczyć uśmiechu i szczęścia. Dużo miłości, albo chociaż wiary w nią, bo nie miałem nawet pojęcia, czy zaczęła wierzyć na nowo, że miłość istnieje. W końcu sam nauczyłem ją, że w tym świecie ciężko o uczucia. Przypomniałem sobie jednak, że ani to dobry pomysł nagabywać ją w Wigilię, ani nie mam numeru telefonu, więc lepiej odpuścić.
Nazajutrz spotkałem Andrzeja, jak parkował pod domem swoich rodziców, którzy mieszkali dwie ulice od moich. Wracałem akurat spod kościoła, gdzie zawiozłem babcie, więc miałem przynajmniej godzinę na to by zatrzymać się i z nim porozmawiać, złożyć życzenia i zapytać jak żyje. Ostatni raz rozmawialiśmy przed dwoma miesiącami, więc byłem pewny, że czas choć trochę nadrobić zaległości.
- Wesołych Świat, brachol - zaparkowałem tuż obok niego, gdy akurat z tylnego siedzenia wyciągał prezenty. - Wczoraj Mikołaj was nie odwiedzał?
- Ktoś tu ma problem z zapamiętaniem, że Mikołaj odwiedza nas w poranek Bożego Narodzenia? - zaśmiał się i przybił mi piątkę. - Nie byłem na Wigilii, to nadrabiam dzisiaj. Co tam?
Pogadaliśmy chwile o tym, jak nam życie płynęło. Co z siatkówką, jak nam się wiedzie - choć oby dwoje wiedzieliśmy ile ostatnio meczy każdy z nas wygrał, a ile przegrał. Było trochę dziwnie, trochę sztywno. Przeze mnie, bo odciąłem się totalnie od wszystkich, poza treningami życie spędzałem raczej na użalaniu się i siedzeniem w domu. Nie szło mi tak, jak szło przed kilkoma laty. Ciągle czegoś brakowało, ciągle czegoś było mało. Mało zwycięstw, mało celów, mało planów, mało jej. Tak, to Aleks brakowało mi najbardziej. I o ile radziłem sobie z tym brakiem, gdy była za oceanem, o tyle nie potrafiłem z tym totalnie żyć, od kiedy znowu ją zobaczyłem. Więc zamknąłem się sam ze sobą we własnych czterech ścianach i zastanawiałem się, jak przejść z tym do porządku dziennego, że Aleks jest na wyciągnięcie ręki, ale już nie mojej. I cholernie mi to nie wychodziło.
- Karol... - zaczyna Wrona wkładając ręce do kieszeni. - ... spotkamy się na weselu u Bednarskiego.
- Znasz go?
- Tylko z widzenia, osobiście widziałem go może dwa razy. Idę jako osoba towarzysząca...
- Magda? - Magdę znał każdy siatkarz, więc nie byłbym zdziwiony gdyby i Wrona.
- Aleks...
I tutaj nastąpiła długa cisza, której on nie przerwał, bo chyba nie wiedział jak dalej kontynuować, a ja zbyt powoli przetwarzałem informację, którą właśnie mi zaserwowano.
- Co z Aleks?
- Jestem jej osobą towarzyszącą... - coś tam przytakuję, ale czuję że to nie wszystko, co Andrzej chce mi powiedzieć. - ... w sumie, to nie odzywałem się do ciebie, bo zbliżyłem się do niej... Wiem, że ją kochasz stary, że chciałbyś żeby wróciła do ciebie, żebyście poukładali sobie życie. Ale ona tego już nie czuje... Kocham ją i chyba jestem w stanie poświęcić naszą przyjaźń jeżeli tego nie zaakceptujesz...
I nie akceptuję. Odwracam się na pięcie i wsiadam do auta, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem.
*
Stoi przed salą popalając papierosa i trzęsąc się lekko z zimna. Ma na sobie grafitowy płaszcz, a spod niego wystaje piękna, prosta suknia w kolorze jasnego różu, która kończy się u stóp. Nie zauważa mnie od razu, dopiero gdy podchodzę i delikatnie kładę rękę na jej ramieniu, odwraca się. Uśmiecha się delikatnie, nie mówi nic. Chyba nie muszę bać się żadnego chamskiego komentarza, którym wyceluje niczym z procy. Jest dzisiaj szczęśliwa, przyczyniła się do tego, że nasi przyjaciele przeżywają dzisiaj najpiękniejszy dzień swojego życia.
- Nie jest za zimno na stanie tutaj?
- Musiałam na chwilę uciec z tego zgiełku. Za dużo tańca, alkoholu, a przed nami jeszcze cała noc. Może mróz mi trochę pomoże - naciąga bardziej rękawy płaszcza na dłonie.
- Nigdy nie myślałem, że masz taki talent, jako facet przyznaję, że suknia Karoliny robi wrażenie. - czekam aż doda coś w stylu, że niczego nigdy nie zauważałem, ale nie robi tego. Wpatruje się we mnie, czeka na kolejne słowa.
Gdybym tylko mógł wziąłbym ją teraz w ramiona, ucałował, powiedział, że ja też chcę by kiedyś przeżyła swój najpiękniejszy dzień, żebym mógł być jego świadkiem, współtowarzyszem. Gdybym mógł klęknąłbym przed nią w tej zaspie i oświadczył, że życie bez niej nie ma sensu i że błagam ją by wróciła.
- Andrzej, tak? - zamiast oświadczyn staram się dowiedzieć czegoś więcej o nowym życiu.
- Tak wyszło, Karol - wzrusza ramionami.
- Zazdroszczę mu. Cholernie zazdroszczę...
- Czego? Miałeś to wszystko - mówi spokojnie, bez pretensji w głosie. - byłeś dokładnie w tym samym miejscu, w którym jest Wrona teraz. A może nawet jeszcze wyżej. Straciłam dla ciebie głowę, nie potrafiłam wyobrazić sobie świata bez ciebie. Może chciałam cię zamknąć w klatce tylko dla siebie, a ty się tam dusiłeś... I dlatego stało się, jak się stało?
- Nie, to nie dlatego. Ja po prostu byłem zapatrzonym tylko w siebie gamoniem, który wierzył, że ty zawsze będziesz, na każde zawołanie, na skinienie palca. Zdobyłem cię raz i myślałem, że to wystarczy... Popierdoliło mi się wszystko. I kurwa, Aleksandra, ty mówiłaś, że kiedyś się obudzę... i patrz, jestem w pełni przebudzony, a ty już jesteś gdzieś daleko w przodzie. Nie patrzysz do tyłu...
- Wiesz, że leczyłam się z ciebie półtora roku?
- Wiesz, że od dwóch i pół roku żyję kochając cię?
- Wiesz, że jest za późno?
- Nie wierzysz w drugie szanse?
- To ty mówiłeś, że ludzie się nie zmieniają... A drugie szanse? Może istnieją, ale nie są dla nas Karolu. Obiecałam sobie, że już nigdy nie wpuszczę cię do mojego życia. Zawsze będę cię kochać. Zawsze będzie we mnie ta dziewczyna, która zrobiłaby dla ciebie wszystko, wskoczyła w ogień... I zawsze będziesz miłością mojego życia... Tylko czasami jesteśmy lepsi bez osób, do których tęsknimy... Nauczysz się żyć beze mnie, ja już potrafię...
- Nie jest za zimno na stanie tutaj?
- Musiałam na chwilę uciec z tego zgiełku. Za dużo tańca, alkoholu, a przed nami jeszcze cała noc. Może mróz mi trochę pomoże - naciąga bardziej rękawy płaszcza na dłonie.
- Nigdy nie myślałem, że masz taki talent, jako facet przyznaję, że suknia Karoliny robi wrażenie. - czekam aż doda coś w stylu, że niczego nigdy nie zauważałem, ale nie robi tego. Wpatruje się we mnie, czeka na kolejne słowa.
Gdybym tylko mógł wziąłbym ją teraz w ramiona, ucałował, powiedział, że ja też chcę by kiedyś przeżyła swój najpiękniejszy dzień, żebym mógł być jego świadkiem, współtowarzyszem. Gdybym mógł klęknąłbym przed nią w tej zaspie i oświadczył, że życie bez niej nie ma sensu i że błagam ją by wróciła.
- Andrzej, tak? - zamiast oświadczyn staram się dowiedzieć czegoś więcej o nowym życiu.
- Tak wyszło, Karol - wzrusza ramionami.
- Zazdroszczę mu. Cholernie zazdroszczę...
- Czego? Miałeś to wszystko - mówi spokojnie, bez pretensji w głosie. - byłeś dokładnie w tym samym miejscu, w którym jest Wrona teraz. A może nawet jeszcze wyżej. Straciłam dla ciebie głowę, nie potrafiłam wyobrazić sobie świata bez ciebie. Może chciałam cię zamknąć w klatce tylko dla siebie, a ty się tam dusiłeś... I dlatego stało się, jak się stało?
- Nie, to nie dlatego. Ja po prostu byłem zapatrzonym tylko w siebie gamoniem, który wierzył, że ty zawsze będziesz, na każde zawołanie, na skinienie palca. Zdobyłem cię raz i myślałem, że to wystarczy... Popierdoliło mi się wszystko. I kurwa, Aleksandra, ty mówiłaś, że kiedyś się obudzę... i patrz, jestem w pełni przebudzony, a ty już jesteś gdzieś daleko w przodzie. Nie patrzysz do tyłu...
- Wiesz, że leczyłam się z ciebie półtora roku?
- Wiesz, że od dwóch i pół roku żyję kochając cię?
- Wiesz, że jest za późno?
- Nie wierzysz w drugie szanse?
- To ty mówiłeś, że ludzie się nie zmieniają... A drugie szanse? Może istnieją, ale nie są dla nas Karolu. Obiecałam sobie, że już nigdy nie wpuszczę cię do mojego życia. Zawsze będę cię kochać. Zawsze będzie we mnie ta dziewczyna, która zrobiłaby dla ciebie wszystko, wskoczyła w ogień... I zawsze będziesz miłością mojego życia... Tylko czasami jesteśmy lepsi bez osób, do których tęsknimy... Nauczysz się żyć beze mnie, ja już potrafię...
Końcówka 💔
OdpowiedzUsuńI może ta dziewczyna właśnie zrobiła coś dla siebie. Właśnie pokonała tą dziewczynę w sobie. Dała sobie szansę na bycie kochaną, czasem to więcej niż samemu kochać i niszczyć się tym. Każdy taki Karol powinien kiedyś tak skończyć.
Nigdy więcej takich Karoli w 2017 ani w żadnym innym!
Ps. Kiedyś zrobię tak jak Aleks. Obym tylko była na to gotowa.
Najlepszego!
Ja tak bardzo podziwiam Aleks, chyba nie potrafiłabym wypowiedzieć tych wszystkich słów, które rozrywają serce. Nie chce takiego Karola w swoim życiu. Czekam na epilog, ten rozdział bardzo dobry! Życzę weny, zapraszam do siebie i ściskam ;*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie było mnie pod poprzednim rozdziałem, ale mam usprawiedliwienie - nie było mnie w domu, nie miałam dostępu do komputera. Wczoraj wróciłam do żywych i jestem tu teraz.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się to bardzo, ja w ogóle lubię takie sentymentalne rozważania. I tak jak już niejednokrotnie pisałam, ja tu jestem po stronie Karola, chociaż doskonale rozumiem motywy Aleks. Wiem, ile przecierpiała i wiem, że to cholernie ciężkie, ale uważam, że kochając kogoś nie da się zbudować w pełni wartościowego związku z inną osobą. Bo czasem może przyjść taka chwila, jakaś słabość, jakiś gorszy moment, kiedy nie będzie potrafiła bez niego żyć. I co wtedy? Czekam z niecierpliwością na epilog, naprawdę ciekawa jestem, co wymyśliłaś na koniec.
Szczęśliwego 2017!
jestem teraz, bo muszę się oderwać od bohaterów, którym nie zniszczę życia ♥ popłakałam się na rozmowie Karola i Andrzeja. taka odgrzewana miłość jest straszna. a powrót? wiadomo, że boli. wiadomo, że już wcześniej coś się zjebało. a serce chce następnej szansy, może nigdy nie zniszczyło tej pierwszej. nie wiem czemu płaczę. trochę dlatego, że to się kończy. trochę dlatego, że nauczyli się bez siebie żyć, albo uczą. trochę dlatego, że się boję. tego, że kiedyś będzie jak z nimi. za duże ryzyko, ale z drugiej strony Aleks może warto zaryzykować?
OdpowiedzUsuńkochająca, ret.
Podziwiam Aleks. Nie wiem czy na jej miejscu potrafiłabym tak po prostu, teraz już na chłodno, porozmawiać z Karolem. Mimo upływu lat.
OdpowiedzUsuń