wtorek, 15 listopada 2016

o dywanie

Nad ranem zaczęłam się zastanawiać, czy poprzedni wieczór po prostu mi się przyśnił, czy Kłos naprawdę zaszczycił mnie swoja obecnością. Po przestudiowaniu przebiegu mojego powrotu do Bełchatowa, jak i tej chwili miedzy wzięciem prysznica, a położeniem się do łóżka doszłam do wniosku, ze Karol naprawdę tutaj był. Nie czułam, co prawda, w powietrzu jego perfum, ale zabłocony ślad na dywanie nie pasował do mojego rozmiaru butów. Co było konkretnym celem tej niezapowiedzianej wizyty, Karol jeden wie, bo to przecież tylko ja wydarłam się na pół bloku, mówiąc mu, że spierdolił sromotnie wszystko i nie powinien teraz oczekiwać fajerwerków niczym czwartego lipca w Stanach. A nawet o tych sylwestrowych, które puszczają w Bełchatowie, może zapomnieć.
Nie ukrywam, że przez ostatnie trzy lata odtworzyłam przebieg tej rozmowy, tych wyrzucanych żali, prawie sześćset osiemdziesiat sześć razy. Każda noc, przez ponad półtora roku zaczynała i kończyła się tak samo, żalami. Wyobrażałam sobie tysiące miejsc, w których spotykamy się przypadkiem; setki ludzi, z którymi wtedy jesteśmy; dziesiątki sposobów na wytłumaczenie sobie dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Dlaczego życie poukładało nam zgoła inny plan, niż ten który nam wyśniłam. Dlaczego Karol stał się kimś innym, dlaczego nigdy mnie nie pokochał. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć, że do miłości nie potrzeba czasu, a namiętności. Albo, że czekanie by osoba, którą kochasz pokochała w końcu ciebie, to jak czekanie na statek na pierdolonym lotnisku. Aleks, to nie bajki, nie filmy, to twoje zasrane życie. 
Każdej z tych sześciuset osiemdziesięciu sześciu nocy łaknęłam odpowiedzi. Nie dawałam za wygraną, analizowałam każdy swój ruch, który wykonałam w ciągu roku związku z Kłosem. Gdybałam, bo moze gdybym nie była na każde zawołanie, może gdyby moja obecność w jego życiu nie byłaby tak oczywista, może gdybym spokojnie odpuściła, gdy zauważyłam, ze coś jest nie tak – może wtedy Karol by został. Może byłabym tą dziewczyną, o której marzył o każdym poranku, tęsknił gdy nie widział jej dłużej niż dwa dni. Może byłabym kochana, nie została wygnana na uczuciową Antarktydę? Może Karol widziałby nasza wspólną przyszłość, widziałby to, jak bardzo go kochałam? Jak chciałam by miał w życiu wszystko?
W każdym z tych sześciuset osiemdziesięciu sześciu razy nie znalazł się jąkający Karol, który ładuje mi się bez zapowiedzi do mieszkania, kiedy ledwo stoję i jedyne o czym marze to pójście spać. Nie wyobrażałam sobie, że stanie przede mną jak ta sierota i będzie tylko słuchał ze spuszczona głową. Ani to nie przytakując, ani zaprzeczając. A później wyjdzie, jak gdyby nigdy nic i zostawi po sobie usyfiony dywan w salonie.
Sześćset osiemdziesiat sześć rożnych scenariuszy, a w żadnym z nich ujebanego dywanu.


*


To naprawdę było sześćset osiemdziesiąt sześć nocy od naszego rozstania, od mojej decyzji, że czas zacząć się spełniać zawodowo, skoro miłość nie jest mi dana. W siedemset piętnasty dzień po rozstaniu zorientowałam się, że już nie doszukuję się odpowiedzi, których nigdy nie uzyskam i cofnęłam się wstecz do ostatniego dnia, kiedy o nim pomyślałam. Przeliczyłam wszystko. Zmarnowałam półtora roku próbując się domyśleć co Karol Kłos ma w głowie. Wyciągnęłam jeden wniosek: na pewno nie mnie - więc ruszyłam dalej.


*


Tydzień po wieczornym incydencie, mam kolejnego gościa. Tym razem zapowiedzianego. To Andrzej, który chcąc uciec od zgiełku Stolicy wysyła mi rano smsa z zapytaniem czy może wpaść. A przecież, że może. I tak każdy wieczór spędzam w ten sam sposób, oglądając seriale i starając się wymyślić nowe projekty sukni. Więc gdy przyjeżdża, zastaje mnie akurat nad kartkami z, nie do końca udanymi, szkicami. Całuje mnie w policzek i ściąga buty w przedpokoju, zaznaczając, że za oknem leje jak jasny chuj. Chociaż on nie dołoży swoich pięciu groszy do pogarszającego się stanu niegdyś pięknego, kremowego dywanu, który kupiłam na przecenie w Ikei. Przywozi całkiem pokaźny pojemnik sushi, które zamówił w jednej ze swoich ulubionych restauracji i siada na podłodze opierając się kanapę. Odkładam ołówek, chowam wszystkie kartki do teczki i dołączam do niego. W telewizji leci Jeden z Dziesięciu, a my pałaszujemy w najlepsze. 
Andrzej najwidoczniej nie został poinformowany o zbłąkanym wędrowcu sprzed tygodnia, sam zainteresowany chyba nie był skory do takich opowiastek o swoich kompromitacjach. Nie dziwi mnie to szczególnie, bo Karol do osób zbyt wylewnych nigdy nie należał. W przeciwieństwie do mnie. Więc mu opowiadam cały przebieg zdarzenia, od natarczywego pukania w moje drzwi, po samo wyjście. A Andrzej tylko podśmiechuje się pod nosem.
- I wszystko byłoby w porządku. Jak już musiał się napatoczyć, to okej, nie mam z tym problemu. Tylko nie ja czegoś od niego chciałam, a on. Więc mógłby powiedzieć coś więcej, niż "przecież kiedyś było dobrze", bo chciałam go jebnąć mokrym ręcznikiem po twarzy, by się ogarnął w końcu i przestał pisać te przygłupawe bajki dla dzieci. - Przewracam teatralnie oczami, biorąc w patyczki kolejne maki, mocząc je w sosie sojowym i wkładając do buzi. - A on tu stał jak to ciele boże i jeszcze mi dywan upierdolił, bo w butach wszedł. - Mówię z pełnymi ustami, a Andrzej zanosi się jeszcze głośniejszym śmiechem niż do tej pory.
Nie kontynuuję, bo generalnie nie wiem co go śmieszy. Toż to w tej sytuacji nie ma żadnego komizmu, to tragizm, w dwóch aktach, kurwa. 


*

Zapomniałam, że w szafce mam butelkę wina, ale gdy tylko sobie przypominam od razu po nią idę i stawiam lampkę przed andrzejowym nosem. Po pierwszej butelce i jakiejś głupiej komedii Andrzej idzie do sklepu po kolejne dwie, więc o drugiej w nocy jesteśmy już nieźle wstawieni.
- Aleks, ale co byś zrobiła, gdyby on wrócił i ci powiedział, że on cie w końcu pokochał? 
Zastanawiam się przez chwilę nad takim rozwojem sytuacji. Nie wyciągam jakiś piorunujących wniosków. Przez trzy lata nauczyłam się żyć bez miłości, która mnie wykańczała każdego dnia. Teraz już było miło i przyjemnie. Byłam sama, nie licząc dwóch krótkich związków w Stanach, które nie miały dla mnie większej wartości. I które zakończyłam bardzo szybko, bo po prostu tak bardzo bałam się komuś zaufać, że wolałam nie robić nikomu nadziei. 
- Nic. Miał i stracił. Ja już nie boję się żyć bez niego...
- A co jeżeli teraz on nie potrafi normalnie żyć bez ciebie?
- To już nie mój problem - dopijam ostatni łyk wina i kładę głowę na ramieniu Andrzeja. - Któregoś dnia nauczy się żyć, ja też musiałam...








*


Z racji, że ja już prawie skończyłam pisać to opowiadanie, pozostał do napisania jedynie epilog, to w między czasie, kiedy będę wam to do końca roku publikować, chcę zacząć powoli z czymś nowym, by w 2017 przywitać Was z nowymi bohaterami. I tutaj pojawia się pytanie, czy chcecie Kurczaka w wersji dramatycznej, czy bardziej karykaturalnej - pomysły są dwa, który będzie kolejnym zależy tylko od Was, ja nie potrafię zadecydować sama. 

14 komentarzy:

  1. To jest świetne! Karol mógłbyś mieć choć trochę dobrych manier, a nie włazisz z uwalonymi buciorami xd Naprawdę zaczynam lubić tutaj Andrzejka. :D Aż sama się zrobiłam głodna przez to jego sushi. :P Uważam, że Aleks ma trochę racji, co do Karola. Ponieważ nie wykorzystał swojej szansy. Na pewno ciężko mu będzie zasłużyć na kolejną szansę.... Oj ciężko.
    Co do kurczaka ja kupię każdą opcję! Ale lubię dramaty. ;)

    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest genialny! :D Twój styl pisania jest genialny! Czytam rozdział z takim bananem na twarzy, że brak słów. :D
    Andrzej jest naprawdę fajnym gościem, ale pewnie i tak nie mam co liczyć na jakiś związek z bohaterką, bo przecież Karol to jego przyjaciel, a Aleks przyjaciółka.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ryczę! Bo jest to cholernie dobre, tak bardzo dotyka mojej duszy, otwiera wszystkie potwory i blizny. Czemu ktoś pisze o moim życiu i skąd wie co czuję, hę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo widzisz, nawet jak i Tobie, i mi, wydaje sie, ze jestesmy wyjątkowe to jednak nieodwzajemniona miłość to dzisiaj norma. :)
      Nie płacz, bedzie dobrze ❤️

      Usuń
  4. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Czytam zawsze w środę, ale nie zawsze komentuję od razu, bo czasem ciężko znaleźć mi słowa, albo najnormalniej w świecie nie mam czasu. Ale dzisiaj jestem. I wydaje mi się, że Aleks chyba nie do końca mówi to, co myśli. Wydaje mi się tak, bo nie potrafię sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji mówiącej takie słowa z pewnością - że nie zrobiłabym nic, że jego wyznanie nic by nie zmieniło. Myślę, że zmieniłoby bardzo wiele i obudziłoby tą miłość, która jeszcze we mnie pozostała. Ale ja to ja, a Aleks to Aleks. Może ona ma pewność.
    Namieszałam, ale ja nigdy nie potrafiłam pisać komentarzy. Poza tym, zawsze kłębi się we mnie mnóstwo emocji, teraz tym bardziej.
    Pozdróweczki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutne to. I przykre. Bo chociaż Aleks ma w sobie wiele żalu, to ma do tego pełne prawo. W końcu to ona była samotna w związku przez długi czas. I teraz Karol już raczej niewiele może zmienić.
    A co do Kurczaka, chyba wybrałabym tego karykaturalnego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow.. jak zwykle cudny ❤ ale jak to koniec? Czemu, ten blog jest mega, uwielbiam go❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojna głowa, dokonać jeszcze chyba 8 czy 9 postów :)

      Usuń
  7. Ma już minusa za te buciory xD Niech Karol zrozumie, że przegrał, bo widzę, że Aleks nie skoczy mu w ramiona z radością. Coraz bardziej lubię tutaj Andrzeja i wcale bym się nie dziwiła gdyby do końca byli tylko przyjaciółmi. Życzę weny, zapraszam do siebie i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, ja też lubię twój styl pisania. Jest s stu procentach wyjątkowy, po prostu taki jedyny w swoim rodzaju. Przepraszam, że tak późno, ale nie mam czasu na nic i piękne jest to, że szuka się tej jednej, krótkiej, ale za to cudownej chwili, żeby przeczytać coś napisanego przez ciebie. Rozdział wygrał upierdolony dywan, zdecydowanie. A jeżeli chodzi o nowe opowiadanie?. Wybieram chyba wersję dramatyczną, natury nie oszukam. Piiiisz!

    OdpowiedzUsuń
  9. jestem i po prostu nie wierzę w to co widzę.
    na początku tego opowiadania nie robiłam i sobie, i tobie złudzeń, że będę tu wpadać regularnie, ale od pewnego czasu sama zaczęłam starać się by zdążyć na każdy nowość, nawet bez informowania. to jest takie dobre, że z chęcią zjadłabym tego towaru więcej:D
    Karol? niestety, z bólem serca, muszę stwierdzić, że zasłużył na takie a nie inne traktowanie. niech cierpi

    OdpowiedzUsuń
  10. Po pierwsze ogromnie,ogromnie przepraszam,że nie komentowałam zawsze. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to,że dopiero dzisiaj dorwałam laptopa.
    Nie wiem jak to robisz . Nie wiem jak sprawiasz,że chcę więcej i więcej.
    I naprawdę nie wiem jak skończyłaś tę historię.
    Będę cieszyła się ,gdy Aleks jednak nie pozwoli na to,aby Karol nauczył się żyć bez niej. Trochę mniej ucieszę się ,gdy uznasz,że Aleks tyle czasu radziła sobie bez Kłosa ,więc przyszedł moment ,aby to on nauczył sobie bez niej radzić.
    A będę jeszcze bardziej zadowolona ,gdy uznasz ,że ta historia dostanie jeszcze kilka rozdziałów.
    Po prostu kocham to ,co piszesz. I powtórzę się,ale ogromnie cieszę się ,że wróciłaś.
    Kurczaka w wersji dramatycznej poproszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jeśli znajdziesz troszkę czasu zapraszam na http://bladzimy.blogspot.com/

      Usuń