wtorek, 13 grudnia 2016

o przyjaźni

Nie było nic przyjemniejszego na świecie od tajskiego masażu w ciepłym i pięknie pachnącym pomieszczeniu, do którego przez okna wdzierał się odgłos wzburzonego morza. Byłam człowiekiem, który trochę na opak, nie znosił morza i plaży w ciągu wakacji, za to mogłam godzinami patrzeć na ośnieżony piasek i krę pływającą tuż przy brzegu. Bałtyk zimą miał swój niewyobrażalny urok. Opustoszały, przerażający. Zakochiwałeś się w nim z miejsca, chętnie wychodziłeś z pensjonatu i nigdy nie narzekałeś na tłum turystów. 
Przez kilka lat przyjeżdżałyśmy tu z Karoliną co roku, by rozkoszować się chłodnym, morskim powietrzem, ciszą i spokojem. Zawsze wynajmowałyśmy ten sam, dwuosobowy pokój w tym samym pensjonacie, chodziłyśmy do tych samych restauracji, jak i sklepów. Odwiedzałyśmy te same plaże – Międzyzdroje, Rewal, Niechorze. Nasza mała, coroczna tradycja, przerwana przez mój wyjazd do Stanów. To było jedyne możliwe miejsce na całym świecie na idealny wieczór panieński mojej najlepszej przyjaciółki.
Plan był prosty: dwa oficjalne dni dla wszystkich ośmiu dziewczyn, plus dwa dodatkowe tylko dla nas dwóch. Zabiegi kosmetyczne, odpoczynek w saunie, na basenie i wieczorne wyjście na kolacje, a później gdzie nas nogi poniosą. Zero roznegliżowanych striptizerów, bo raczej nie było to w stylu żadnej z nas. Po prostu trochę alkoholu i tańce do białego rana. A przede wszystkim brak zawracających dupę facetów.
Pierwszy dzień należał do naszej dwójki. Spacer po plaży o poranku, śniadanie w restauracji nad brzegiem morza, masaż, basen, a później wino i śpiewy w hotelowej restauracji.
- Zostały dwadzieścia trzy dni… wyobrażasz to sobie? – Karolina patrzy na swoja twarz w lustrze i lekko kręci nosem z niezadowolenia. Jest wymazana jakąś czarną mazią, która powinna pomóc jej w pozbyciu się zaskórników. Nie wygląda zbyt dobrze, ale nie o to przecież w tym chodzi, wiec okręca się na krześle i zerka na mnie.
- Szczerze, nie. Wciąż mam nadzieje, ze ta cała dorosłość to jakiś zły sen. Wiesz, tak na dobra sprawę, to tak się spieszyłyśmy do tej samodzielności, a, kurwa, Karolina zawiodłyśmy swoje własne oczekiwania - blondyna przytakuje – Bo popatrz, chciałyśmy podbić świat, a chyba ta dorosłość zmusiła nas do realistycznego myślenia… Ze jesteśmy za słabe i zbyt przywiązane do pewnych wartości, spraw, by wyjść ze swojej strefy komfortu.
- Tobie się prawie udało…
- Właśnie, prawie. 
- Nie chciałaś tam nigdy zostać na dobre? 
- Po co? Pokochałam to miasto, jak drugi dom, ale wciąż mi czegoś brakowało. Wciąż za czymś goniłam, za czymś tęskniłam. Myślałam, że jak wrócę do Bełchatowa, rozpocznę po raz kolejny od nowa, to wszystko się ułoży po mojej myśli… Tylko, Karo, to chyba życie... ono wali cię w mordę zawsze, jak już ułożysz sobie plan.
Karolina wstaje z krzesła i kładzie się na łóżku obok, kiedy do pokoju wchodzi ta sama masażystka, która przed chwilą skończyła ze mną. Zaś ja sama siadam na parapecie okna zza którego rozpościera się widok na morze.
- Mam wątpliwości… A co jeżeli niszczę sobie życie? Ze to nie tak powinno się ono ułożyć?
- Chyba każdy ma wątpliwości w momencie wejścia w związek małżeński. Ale pomysł, że on poza tobą świata nie widzi. Masz w nim oparcie, najlepszego przyjaciela i wspaniałego kompana przygód. Kochasz go, a to już w ogóle magia, bo jakoś tej miłości na świecie ostatnio brakuje. Nic się nie zmieni, oprócz twojego nazwiska. Będzie tak jak rok, dwa, trzy i cztery lata temu. Będzie tak, jak wtedy gdy poszłyśmy na imprezę do Magdy i ich poznałyśmy.
- Szkoda, że nie będziemy tam stać razem, tak jak planowałyśmy na początku.
Wzdycham lekko. Każdy z nas przecież miał jakieś marzenia. Gdy poznałyśmy Karola i Damiana na imprezie organizowanej przez moją koleżankę z liceum, Magdę, wszystko wydawało się tak piękne. Podwójne randki, wypady na miasto, zimowe wieczory w domu. Wspólne plany wakacji, a gdy zorientowałyśmy się, że ich pokochałyśmy - wspólne plany na przyszłość. I to marzenie podwójnego ślubu. 
- Będziemy, trochę inaczej, ale będziemy. I może Karol będzie siedział tylko w nawie, ale ważne że wy stoicie w odpowiednim miejscu. A ja obok was, zaszczycona byciem twoją druhna. – Patrzę gdzieś na bezludną plażę – Nic nie dzieje się bez powodu, Karo. A wy będziecie wspaniałym małżeństwem. Nie boj się, Damian jest wart wszystkiego – uśmiecham się do niej, choć jej twarz jest wciśnięta w materac i generalnie widzi jedynie moje stopy, gdy przechadzam się po pomieszczeniu.
- Dlaczego nigdy mi nie opowiedziałaś, jak to było?
- Ale co? - pytam zaskoczona.
- Te pierwsze dni w Stanach, te pierwsze dni bez Karola...
- A co tutaj opowiadać?
- Może... wszystko?
Przewracam oczami i przez dłuższą chwilę się nie odzywam, staram się zebrać myśli, przypomnieć sobie, jak to wszystko się potoczyło. Chcę zobrazować całą tą sytuację jak najtrafniej.
- Pamiętasz, jak mnie zastałaś siedzącą na sofie w całkowitej ciemności, z kubkiem herbaty, która już dawno wystygła? - Karo mruczy coś niezrozumiale, co biorę za odpowiedź twierdzącą. - Wtedy pękło mi serce. Siedziałam tam drugi dzień, w bezruchu. Nie odpowiadałam na żadne telefony, nie wiedziałam, jaki mamy dzień, którą godzinę. Czułam się, jakby czas się zatrzymał. Później ta decyzja, że przyjmę propozycję taty, że polecę i tam jakoś się z tym wszystkim uporam. Prawdopodobnie gdybym została w Bełchatowie, zrobiłabym jakieś głupstwo, bo naprawdę czułam, jakby skończył się dla mnie świat. Brak Karola był niewyobrażalnym bólem. Wolałam już żeby był, żebyśmy się ciągle kłócili, żeby mnie nie dostrzegał, ale żeby był. Bo wtedy wmawiałam sobie, że on mnie kocha, gdzieś tam głęboko, mnie kocha. Ale gdy już wszystko stało się jasne, a ja utonęłam w morzu kłamstw, które sama sobie zgotowałam, w morzu iluzji, myślałam, że nie dam rady. - Na chwilę milknę, a do oczu podchodzą mi łzy. Staram się opamiętać, bo przecież ostatnie tygodnie pokazały, że Karol już nic dla mnie nie znaczy. Tylko wspomnienie złamanego serca wciąż bolało tak samo. 
- Aleks?
- Tak, tak. - Wycieram rękawem szlafroku wilgotne oczy i biorę się w garść. - Przepłakałam cały lot do Nowego Jorku, a gdy ojciec zobaczył mnie na lotnisku, chciał kupić bilet na najbliższy lot do Polski i rozmówić się z winowajcą. Ale to tylko ja byłam temu winna. O czym dowiedziałam się za późno. Pierwsze dwa tygodnie na szczęście spędziliśmy na zwiedzaniu, więc na chwilę wzięłam się w garść i przestałam myśleć o Kłosie. Wszystko było takie nowe, inne, wielkie. Oczarowało mnie to miasto, jego ludzie, brak barier. Skupiłam się na odkrywaniu, a nie pogrążaniu siebie w coraz to większym dole. Później znowu wróciły te chwile, kiedy brakowało mi oddechu, kiedy stawałam, bo myślałam, że dalej już nie dam rady pójść, bo ciało odmawia mi posłuszeństwa, bo ból po stracie Karola jest nie do przeżycia. Musiały minąć miesiące nim zorientowałam się, że potrafię przeżyć cały dzień bez ataku strachu, lęku. Musiały minąć dziesiątki dni, nim zorientowałam się, że przetrwałam to, że ja wciąż żyję i mam się całkiem dobrze. Nawet nie wiesz ile razy bałam się mężczyzny, który przypadkiem dotknął mojej ręki w metro, bo miałam wrażenie, że to jakieś niepoprawne, że tę rękę może dotykać jedynie Karol. - masażystka wychodzi, jakby wiedziała, że za chwile powiem coś, co jest zbyt intymne by mogła to usłyszeć. - półtora roku po zerwaniu poszłam w końcu po pomoc, bo problem, choć z pozoru błahy, dla mnie takim nie był... Dopiero wtedy zaczęłam rozumieć, że moją winą było to, że kochałam go za mocno, że pozwoliłam by Karol zawładną moim całym życiem, czy tego chciał czy nie. I dopiero wtedy odpuściłam. 
Karolina siada na łóżku, widzę, że płakała. 
- Jest coś, co muszę ci powiedzieć i możesz mnie przez to znienawidzić... ale już dłużej nie potrafię tego w sobie trzymać. - Wiedziałam, że nie ma takiej rzeczy na świecie, która mogłaby sprawić, że to zrobię. - Karol przyszedł do nas w Święta Bożego Narodzenia, rok po waszym zerwaniu. Nie trzymał się za dobrze, udawał, że życie jest piękne i szczęśliwe, ale widziałam w jego oczach tę pustkę. Po godzinie rozmów o wszystkim i o niczym, w końcu poprosił mnie na słówko. Poszliśmy do kuchni, gdzie on usiadł przy stole i rozpłakał się jak małe dziecko. Powiedział, że już tak dłużej nie może, że nie wytrzymuje... że żałuje i że cię kocha. A ja kazałam mu się wynosić. - Uśmiecham się do niej blado. - Miałam pierdolona satysfakcje, że cierpi. Bo wiedziałam, że gdzieś po drugiej stronie globu jesteś ty. Najważniejsza osoba w moim życiu, która każdego dnia przybiera dobrą minę do złej gry i udaje, że życie jest fajne. Nie chciałam być współwinna tego, że on znowu wdarłby się do twojego życia i zniszczył je tak samo, jak zniszczył je rok wcześniej. Nie zasługiwał na ciebie, na twoją dobroć i miłość. Ty zasługiwałaś na kogoś, kto doceni cię z miejsca, od razu, tak jak Andrzej...
Nie mówię ani słowa, bo jeżeli to zrobię, to się popłaczę. Podchodzę do niej i przytulam najmocniej, jak potrafię. Nigdy bym jej nie znienawidziła, taka sytuacja była po prostu nierealna. 
- Dobrze zrobiłaś, Karo... Obroniłaś mnie przed moją największą słabością i dałaś tym samym siłę stawić temu czoła... Nie poradziłabym sobie bez ciebie...


A później przez kolejne trzy dni wznosimy toasty. Za Karolinę, za Aleks, za przyjaźń i - prawie - siostrzaną miłość. 






*






To chyba tak naprawdę najważniejszy post. Bo to tutaj Aleks otwiera się na dobre. I to tutaj powinnam zaznaczyć, że całe to opowiadanie jest dedykowane G., który jest moim Karolem i przez którego staję na ulicy, bo czasami nie mam już siły iść dalej...

7 komentarzy:

  1. O kurcze. Poruszył mnie ten rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. To ten moment, w którym uświadamiasz sobie, że po części jesteś taką Aleks i masz dwie takie Karo i że ten toast możesz wznosić codziennie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łezka się w oku kręci. Nie umiem w tej chwili napisać nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
  4. wróciłam! jestem, jestem i komentuję. czy Karol podczas nieobecności Aleks był u każdego? tak szczerze to, że minęło tyle czasu nie sprawiło wcale, że jest prościej, łatwiej. bo odetchnę może z ulgą, może z faktem, że na każdego przyjdzie czas,gdy Aleks na widok Karola nie poczuje nic.

    stęskniona, ret.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze mieć przy sobie taką Karo, która wspiera w każdej chwili i nigdy Cię nie zostawi! Życzę Aleks, aby spotkała na swojej drodze tylko dobrych ludzi i dawała sobie radę, mimo zadry w sercu, bo każde zakończenie związku pozostawia po sobie ból... Trzymam za nią kciuki! Życzę weny, zapraszam do siebie i ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę, chyba nigdy nie chciałabym być na miejscu Aleks. Bo relacja jej i Karola była w pewnym sensie toksyczna. Dziewczyna zadawała sobie sprawę, że nie jest dla Kłosa tym, kim chciałaby być, a mimo to dalej brnęła w ten związek, upokarzała się, byle tylko zasłużyć na jego uwagę. To wręcz nie do uwierzenia, że można się aż tak od kogoś uzależnić i nie widzieć świata poza tą drugą osobą. Dobrze, że Aleks powoli wychodzi na prostą, a Kłos? Może tylko żałować, że nie docenił w porę skarbu, który miał przy sobie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń